Wierzę w Ducha Św.

WIERZĘ W DUCHA ŚWIĘTEGO
Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego „Panem jest Jezus” (1 Kor 12.3)
 
Tymi właśnie słowami zaczyna się trzeci rozdział „Katechizmu Kościoła Katolickiego”. Duch Święty jest najbardziej tajemniczą postacią Trójcy Świętej. Bóg Ojciec często wyobrażany jest jako starzec z siwą brodą, wizerunek Jezusa Chrystusa potrafimy sobie przybliżyć choćby na podstawie Całunu Turyńskiego. A co z Duchem Świętym? Najczęściej kojarzy nam się z symbolem gołębicy, ale przecież nie jest ptakiem! Na temat Trójcy Świętej napisano już mnóstwo naukowych traktatów. Benedykt XVI komentując spory, które wybuchały na ten temat od początku naszej ery zauważył „ Każde z wielkich podstawowych pojęć nauki o Trójcy Świętej zostało kiedyś potępione”. Jak zatem uwierzyć w coś, co trudno pojąć? Tyle, że akurat wiara w Trójcę Świętą jest fundamentem dla każdego chrześcijanina!
 
Bardzo ciekawie pisze na ten temat jeden z moich ulubionych autorów Szymon Hołownia w swojej książce „Bóg. Życie i twórczość”. Opisuje w przystępny sposób, jak zmieniały się poglądy na istotęTrójcy Świętej, ale także zwraca uwagę na to, że dzisiejszy chrześcijanin musi sobie zadać podstawowe pytanie: po co Bóg zesłał Ducha Świętego? Pismo Święte mówi, że gdy nie wiemy, jak się modlić On sam „przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”. Z pewnością każdy z nas ma lub miał problemy z modlitwą. Często jest „przegadana”. Tworzymy sobie w głowach wizerunek Boga albo Jezusa jako rozmówców. Oczekujemy od Nich natychmiastowej reakcji, a gdy jej nie ma zaczynamy wątpić w sens modlitwy albo myślimy, że nasza modlitwa jest beznadziejna i nic nie warta. Z Duchem Świętym jest inaczej – nie potrafimy go sobie personifikować, staje się zatem samym działaniem. I wtedy mamy szansę zobaczyć to działanie w naszym życiu – nie na zasadzie wyproszonych cudów, które wprawiają nas w stan euforii, lub, gdy nie przychodzą staczają nas na dno załamania i niewiary. „Przypomnij sobie lata, gdy wydawało Ci się, że z pewnością jesteś na swoim miejscu, że wiesz dokąd iść (…). Jeśli wciąż podnosisz się po ciosach, wciąż żyjesz i masz choćby cień nadziei, mówi przez ciebie Duch Święty” Nic dodać, nic ująć.
 
Od kilku lat mam sposobność uczestnictwa w Wielkanocnej Szkole Modlitwy. To wspaniały czas, kiedy można choć na dwie godziny w tygodniu odciąć się od świata zewnętrznego i poświęcić go na poznawanie Boga i siebie. Pozwolę sobie na chwilę refleksji nad tym, co zawdzięczam właśnie tej szkole. Jednymi z jej najważniejszych elementów są modlitwa o uzdrowienie oraz modlitwa o zesłanie darów Ducha Świętego. Jestem osobą dość twardo stąpającą po ziemi, więc olbrzymią trudność sprawiało mi przyjęcie tego, co zobaczyłam i usłyszałam. Wielu modlących się mówiło językami, niektórzy zasnęli w Panu, jeszcze inni modlili się tańcem. To wszystko wzbudziło we mnie z jednej spory sporo wątpliwości, a z drugiej wyrzuty sumienia, że ja tak nie potrafię, że w ogóle tego nie czuję, boję się i nie chcę prosić o takie dary. Biłam się długo ze swoimi myślami, na ile to wszystko, co widzę wokół siebie jest prawdziwym działaniem Ducha Świętego, a na ile uleganiem sugestii. Miałam wrażenie, że takie dary są dostępne nielicznym .

Wydawało mi się, że Duch Święty inaczej działał w przeszłości, a innymi darami posługuje się w dzisiejszym świecie. Z drugiej strony wokół siebie miałam przecież mądrych, wierzących ludzi, dla których to wszystko, co się działo było czymś jak najbardziej normalnym. Zaczęłam szukać. Dużo dały mi rozmowy, ale chyba najważniejsze stało się zrozumienie , czym te dary mają być dla mnie, a nie dla kogoś innego. Mają być pomocą, kołem ratunkowym, wsparciem mojej wiary. Dzięki nim mam się stawać kimś coraz lepszym i nie wolno mi patrzeć na to, jakich darów potrzebują inni. Odkryłam, że darem, który jest mi teraz najbardziej potrzebny jest dar rozumu, bym potrafiła zawsze odróżnić dobro od zła. I o niego Cię proszę, Duchu Święty.
A.P.
menu